Po długiej lipcowo – wakacyjnej przerwie od karpiowania,
kiedy to czas do maksimum był poświęcony rodzinnemu wypoczynkowi przyszedł
moment na samotny relaks nad brzegiem wody. Wybór był bardzo prosty. Pragnienie
potyczki z naturą wzięło górę i decyzja padła na dla mnie osobiście trudną
technicznie wodę. Głęboka żwirownia z nielicznymi wypłyceniami.
Na
miejsce przybyłem późnym popołudniem, rozpocząłem od napompowania pontonu.
Uzbrojony w echosondę i cały niezbędny sprzęt do zbadania dna wypłynąłem na
wodę. Po blisko 2 godzinach machania wiosłami i dziesiątkami napłynięć wróciłem
na brzeg z przekonaniem, że udało mi się wyłuskać z tego trudnego miejsca te
dwa „czubki górek”, które przyniosą mi chwile wypełnione adrenaliną. Taktyka
była taka, że w miejscówkę z odrobinę większym blatem pójdą dwa zestawy w
odległości około 3 metrów od siebie z nadzieją, że przy braniu karp nie
ściągnie sąsiadującego zestawu. Zbyt dużego wyboru nie było, miejsce trudne
technicznie, więc trzeba było się dostosować. Druga miejscówka wymagała
większej precyzji, bo na około 1 m2 musiał znaleźć się marker oraz
zestaw.
Na
każdą zasiadkę ruszam ze sporym zapasem różnych produktów Profess, ponieważ w
zwyczaju mam, że decyzję odnośnie nęcenia podejmuję dopiero nad wodą. Tak, więc
na pierwszym nęceniu do wody poszły pellety ze słodkimi nutami przełamane
delikatnie krylem. Na włosach bałwanki zbalansowane niewielkimi kulkami pop-up
fluo. Niestety wielokrotne zmiany taktyki oraz przynęt przez pierwsze dwie dobry
przyniosły tylko leszcze. Warunki atmosferyczne od początku zasiadki nie
zmieniały się. Wiał delikatny wschodnio południowy wiatr przy stałym ciśnieniu
i bezchmurnym niebie.
Każda
prognoza zapowiadała załamanie pogody po trzeciej dobie, całkowitą zmianę
kierunku wiatru oraz bardzo duże wahnięcie ciśnienia. Taka zmiana pogody, może negatywnie wpłynąć na żerowanie cyprinusów,
ale wcale nie musi, może być wręcz odwrotnie. Przekonany o tym, że jest to ostatni moment na
zmianę taktyki łowienia/nęcenia przy wieczornej wywózce taktyka polegała na
nieco bardziej agresywnym zanęceniu. Do wody poszły w większości kulki Krab
Japoński zalane boosterem o tym samym zapachu oraz Świeża Kałamarnica obficie
zalana CLS’em. Kulki na włosach 2 x 16 mm. Po przygotowaniu się do nocki,
wygodnym ułożeniu się na łóżku o godzinie 23:30 nastąpił odjazd z finałem
łuskacza na macie.
Utwierdzony w tym, że w łowisku jest już ryba
postanowiłem całkowicie zmienić zestaw. Zdecydowałem się na duży hak o nr 2 z
jedną długo dipowaną kulką tonącą Krab Japoński 20 mm na długim włosie.
Przekonany o selektywności tego zestawu wróciłem do namiotu. Około 04:30 ze snu
wyrwał mnie bardzo głośny i jednostajny dźwięk. Okazało się, że branie
nastąpiło na ten świeżo położony zestaw. Już po podniesieniu wędki wiedziałem,
że będzie to piękna walka. Po 20 minutach wysnuwania żyłki z kołowrotka, przy
wschodzącym słońcu, w podbieraku znalazł się piękny golas. Jedyne o czym
marzyłem to poranne orzeźwienie w wodzie wraz w tym wypracowanym okazem. Karp
po szybkiej sesji wrócił na głębiny.
Wspominana wcześniej zmiana
pogody nastąpiła w południe i niestety do końca zasiadki nie było już nawet
piknięcia. Analizując te kilka dni, stwierdzam, że nad wodą karpiarz musi
podjąć kilka bardzo ważnych decyzji począwszy od wyboru miejsca połowu, sposobu
nęcenia, połowu oraz analizy warunków atmosferycznych. W tym przypadku
„czubkiem góry” okazało się przewidywanie i umiejętność dostosowania się do
sytuacji.
Nad wodą życzę Wam kreatywności,
umiejętności relaksu, korzystania z uroków natury oraz tego, żeby każda
zasiadka kończyła się powrotem do domu z przekonaniem, że osiągnęliście swój
„czubek góry”. C&R.
Robert
Rakowicz
CarpTravel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
KOMENTARZE:
Aby dodać komentarz - wpisz komentarz i wciśnij OPUBLIKUJ
ZAPRASZAMY DO KOMENTOWANIA I SUBSKRYPCJI !