O Łowisku Gosławice słyszał chyba każdy kto ma cokolwiek wspólnego z kopiowaniem w Polsce. Piękna, 40 ha woda w woj. Wielkopolskim z bardzo dużym i zadbanym rybostanem. Po mojej głowie często kołatały się myśli o wyprawie w to miejsce, aż pewnego listopadowego wieczoru decyzja zapadła. Wspólnie z Przemkiem Pająkiem rozpoczęliśmy planowanie wyprawy. Nieodzownym elementem każdej naszej wyprawy karpiowej nad nową wodę jest wcześniejszy rekonesans. Tak było i tym razem. Łowisko odwiedziliśmy jeszcze zimą co dało nam bardzo surowy obraz tej wody.
Szukasz sprzętu karpiowego, przynęt, zanęt? Zajrzyj tutaj: https://carptravel.pl/
Wspólnie
zdecydowaliśmy, że najlepszym dla nas stanowiskiem będzie pomost o
numerze 16. Po wyborze miejscówki przyszedł czas na wstępne
obieranie taktyki łowienia oraz nęcenia. Prawdą jest to, że
powyższe taktyki należy dobierać bezpośrednio po przybyciu nad
wodę, po sprawdzeniu ukształtowania dna zbiornika, uwzględniając
pogodę, temperaturę wody oraz na podstawie obserwacji żerowania
ryb. Jednak nierealne jest dla mnie bezczynne czekanie do czasu
zasiadki, tym bardziej że została zaplanowania pół roku
wcześniej. Rozmyślanie jaki sprzęt ze sobą zabrać, uzupełnić
pozimowe braki w niezbędniku oraz wybrać smaki zanęt były
głównymi tematami naszych rozmów. Korzystając z okazji, że firma
Profess wypuściła na rynek nową serię Spicy Instinct oraz kilka
nowych pozycji z serii Signal Baits wybór w tym aspekcie był dla
mnie bardzo prosty.
Zestawy do wody
Wyjazd z domu z
samego rana i spotkanie w punkcie zbornym. Szybka kawa i dalej w
drogę. Przed nami 300 km. Trasa minęła bardzo szybko, a po
przejeździe przywitał nad opiekun łowiska. Rozstawianie biwaku
poszło sprawnie, więc wskakujemy na łódkę i płyniemy na wodę
uzbrojeni w echosondę i stukadło. Po starannym wytypowaniu 6
miejscówek umieszczamy zestawy między 1,5 m do 2,2 m. Swoje
miejscówki zasypałem odpowiednio kulkami COBRA czyli zestawienie
nut zapachowych kałamarnicy oraz czosnku z dodatkiem tymianku,
UTOPIA czyli karb oraz scopex z dodatkiem kminku. Dodatkowo każdy z
zestawów wędrujący do wody został starannie przygotowany i
oklejony pelletem Profess Method Feeder z serii Ready tak, aby
opadając uniknąć splątania się przyponu, a dodatkowo ładnie
zaprezentować zestaw na dnie.
Nad ostatnim
zestaw myślałem najdłużej. W wielu relacjach w gosławickiej wody
można było usłyszeć o tym, że tamtejsze karpie bardzo lubują
się w dobrze przygotowanych orzechu tygrysim. Jednak wraz z
początkiem sezonu 2018 został wprowadzony zakaz nęcenia tym
ziarnem. Na szczęście również w tym samych czasie została
wypuszczona nowość z serii Signal Baits czyli kulki i pellety o
smaku Orzech Tygrysi. Na włos powędrowały 2 kulki tonące 20 mm
oraz 16 mm. Jak się później okazało był to strzał w 10’tke.
Rybki, rybki,
rybki…
Pogoda od samego
początku bardzo nas rozpieszczała. Było bardzo słonecznie wraz z
lekkim wiatrem. Można śmiało powiedzieć, że aura bardziej
odpowiednia do plażowania niż na łowienie karpi. Trochę zmęczeni
upałem po cały dniu przygotowań miejscówek i biwaku przyszedł
czas na kolację i delektowanie się widokami. Cisza nie trwała
jednak długo. Już koło godziny 23:00 odezwał się jeden z
sygnalizatorów. Odjazd był bardzo gwałtowny jednak nie trwał zbyt
długo, ponieważ ryba momentalnie zaparkowała w pasie podwodnej
roślinności nieopodal, której był położony mój zestaw. Decyzja
mogła być tylko jedna. Wsiadamy do łódki i płyniemy wydostać
pierwszą rybę tej zasiadki z gąszczu wywłócznika. Podekscytowali
pierwszym braniem staraliśmy się zachować trzeźwość umysłów
podczas walki z rybom. Wiatr i fala obecna na wodzie nie ułatwiały
nam zadania, jednak ryba spokojnie „czekała” aż bo niej
dopłyniemy. Prawdziwa walka rozpoczęła się gdy ryba zobaczyła
światło mojej latarki czołowej. Po 10 minutach wysnuwania i
zwijania żyłki karp został bezpiecznie podebrany. Na pomoście
okazało się, że był to ponad osiemnasto kilogramowy smakosz kulek
Orzech Tygrysi.
Pierwszy karp
bardzo rozbudził wyobraźnie o wielkich rybach jakie pływają w tej
wodzie. Jednak życie szybko sprowadziło moje marzenia do parteru.
Kolejne dni tej jakże milej zasiadki upływały pod znakiem „złotej
rybki”, czyli najładniejszego przyłowu jakim jest lin. Miałem
wrażenie, że jedyne co robiłem to wywożenie zestawu, nęcenie i
hol lina. Były to, co prawda, największe okazy jakie miałem
kiedykolwiek w życiu okazję złowić jednak po 10 braniu lina
miałem już dosyć. Fenomenem było to, że brania występowały bez
względu na głębokość położenia zestawu, rodzaj nęcenia i
kulek, rodzaj zestawu, długości włosa…po prostu na 3 wędkach
nieustannie coś się działo.
Stwierdziłem, że
musze znaleźć sposób, aby przebić się przez tą ławicę linów.
Postanowiłem wytypować sobie zupełnie nowe 2 miejsca połowu jako
te „stacjonarne”, natomiast 3 wędką przy każdej wywózce będę
zmieniał miejsce. Zrezygnowałem z nęcenia pelletem na rzecz kulek
w rozmiarze 18 mm. Hak w rozmiarze 2, długi włos i bałwanek
stworzony z 2 kulek tonących 18 mm lub jednej tonącej 20 mm
podpiętej pop-up’em 18 mm. Dodatkową pomocą miała być
technologia. Biorąc pod uwagę głębokość około 2 metrów i to,
że karp jest bardzo płochliwą rybą postanowiłem wszystkie
zestawy wywozić przy pomocy zdalnie sterowanego modelu. Taktyka
przyniosła efekt i na macie meldowały się kolejne okazy.
Wszystko układało
się świetnie, taktyka się sprawdzała, łowiliśmy piękne ryby i
delektowaliśmy się atmosferą zasiadki na pomoście. Jednak po
tylko kilku upalnych dniach, w końcu musiało przyjść załamanie
pogody. Niestety była to najgorsza opcja tego załamania czyli
krótkie i bardzo intensywne. Ciężko opisać słowami jak mocno
wiało i jak intensywnie przeszła burza, dosłownie tuż nad naszymi
głowami. Namioty pomimo mocnego zakotwiczenia do pomostów wymagały
dodatkowego trzymania, aby nie uniosły się w powietrze. Na
szczęście obyło się bez strat, a cały sprzęt udało się
odratować. Ta gwałtowna zmiana pogody przyniosła również zmiany
w gabarycie łowionych ryb. Na macie lądowały zdecydowanie większe
okazy, a co najważniejsze były one łowione regularnie, a nie
sporadycznie.
Najlepszym dowodem
tego była ryba złowiona w przed ostatni dzień przez Przemka
przerosła wszystkie nasze marzenia o pięknym karpiu z Gosławic.
Został wyholowany karp o wadzę 26,2 kg. Było to idealne
zwieńczenie tego tygodnia nad wodą.
Czas do domu
Nadszedł ostatni poranek, a więc czas pakowania i powrotu. Zmęczeni, ale szczęśliwi udaliśmy się w kierunku naszych domów. Podsumowując całą zasiadkę na pewno należy pamiętać o super efektach jakie udało nam się osiągnąć. Razem złowiliśmy ponad 20 karpi od 9 kg do aż 26 kg. Dzięki temu będziemy mieli cudowne wspomnienia i oczywiście bardzo dużo „materiału” do kolejnych analiz zachowania i preferencji ryb w zależności od panujących warunków. Każda zasiadka to wieloetapowy proces, który ma sprowadzić nas do naszego celu jakim jest cyprynius na macie. Jestem pewien, że nowe doświadczenia na nowej wodze jeszcze bardziej pozwolą rozwinąć się nam jako karpiarzom.
Nadszedł ostatni poranek, a więc czas pakowania i powrotu. Zmęczeni, ale szczęśliwi udaliśmy się w kierunku naszych domów. Podsumowując całą zasiadkę na pewno należy pamiętać o super efektach jakie udało nam się osiągnąć. Razem złowiliśmy ponad 20 karpi od 9 kg do aż 26 kg. Dzięki temu będziemy mieli cudowne wspomnienia i oczywiście bardzo dużo „materiału” do kolejnych analiz zachowania i preferencji ryb w zależności od panujących warunków. Każda zasiadka to wieloetapowy proces, który ma sprowadzić nas do naszego celu jakim jest cyprynius na macie. Jestem pewien, że nowe doświadczenia na nowej wodze jeszcze bardziej pozwolą rozwinąć się nam jako karpiarzom.
Robert Rakowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
KOMENTARZE:
Aby dodać komentarz - wpisz komentarz i wciśnij OPUBLIKUJ
ZAPRASZAMY DO KOMENTOWANIA I SUBSKRYPCJI !