Carp Travel na Facebooku - dołącz do nas

27 lipca 2018

Tydzień na Gosławicach - Robert Rakowicz


O Łowisku Gosławice słyszał chyba każdy kto ma cokolwiek wspólnego z kopiowaniem w Polsce. Piękna, 40 ha woda w woj. Wielkopolskim z bardzo dużym i zadbanym rybostanem. Po mojej głowie często kołatały się myśli o wyprawie w to miejsce, aż pewnego listopadowego wieczoru decyzja zapadła. Wspólnie z Przemkiem Pająkiem rozpoczęliśmy planowanie wyprawy. Nieodzownym elementem każdej naszej wyprawy karpiowej nad nową wodę jest wcześniejszy rekonesans. Tak było i tym razem. Łowisko odwiedziliśmy jeszcze zimą co dało nam bardzo surowy obraz tej wody.



Wspólnie zdecydowaliśmy, że najlepszym dla nas stanowiskiem będzie pomost o numerze 16. Po wyborze miejscówki przyszedł czas na wstępne obieranie taktyki łowienia oraz nęcenia. Prawdą jest to, że powyższe taktyki należy dobierać bezpośrednio po przybyciu nad wodę, po sprawdzeniu ukształtowania dna zbiornika, uwzględniając pogodę, temperaturę wody oraz na podstawie obserwacji żerowania ryb. Jednak nierealne jest dla mnie bezczynne czekanie do czasu zasiadki, tym bardziej że została zaplanowania pół roku wcześniej. Rozmyślanie jaki sprzęt ze sobą zabrać, uzupełnić pozimowe braki w niezbędniku oraz wybrać smaki zanęt były głównymi tematami naszych rozmów. Korzystając z okazji, że firma Profess wypuściła na rynek nową serię Spicy Instinct oraz kilka nowych pozycji z serii Signal Baits wybór w tym aspekcie był dla mnie bardzo prosty.  


Zestawy do wody
Wyjazd z domu z samego rana i spotkanie w punkcie zbornym. Szybka kawa i dalej w drogę. Przed nami 300 km. Trasa minęła bardzo szybko, a po przejeździe przywitał nad opiekun łowiska. Rozstawianie biwaku poszło sprawnie, więc wskakujemy na łódkę i płyniemy na wodę uzbrojeni w echosondę i stukadło. Po starannym wytypowaniu 6 miejscówek umieszczamy zestawy między 1,5 m do 2,2 m. Swoje miejscówki zasypałem odpowiednio kulkami COBRA czyli zestawienie nut zapachowych kałamarnicy oraz czosnku z dodatkiem tymianku, UTOPIA czyli karb oraz scopex z dodatkiem kminku. Dodatkowo każdy z zestawów wędrujący do wody został starannie przygotowany i oklejony pelletem Profess Method Feeder z serii Ready tak, aby opadając uniknąć splątania się przyponu, a dodatkowo ładnie zaprezentować zestaw na dnie.


Nad ostatnim zestaw myślałem najdłużej. W wielu relacjach w gosławickiej wody można było usłyszeć o tym, że tamtejsze karpie bardzo lubują się w dobrze przygotowanych orzechu tygrysim. Jednak wraz z początkiem sezonu 2018 został wprowadzony zakaz nęcenia tym ziarnem. Na szczęście również w tym samych czasie została wypuszczona nowość z serii Signal Baits czyli kulki i pellety o smaku Orzech Tygrysi. Na włos powędrowały 2 kulki tonące 20 mm oraz 16 mm. Jak się później okazało był to strzał w 10’tke.



Rybki, rybki, rybki…
Pogoda od samego początku bardzo nas rozpieszczała. Było bardzo słonecznie wraz z lekkim wiatrem. Można śmiało powiedzieć, że aura bardziej odpowiednia do plażowania niż na łowienie karpi. Trochę zmęczeni upałem po cały dniu przygotowań miejscówek i biwaku przyszedł czas na kolację i delektowanie się widokami. Cisza nie trwała jednak długo. Już koło godziny 23:00 odezwał się jeden z sygnalizatorów. Odjazd był bardzo gwałtowny jednak nie trwał zbyt długo, ponieważ ryba momentalnie zaparkowała w pasie podwodnej roślinności nieopodal, której był położony mój zestaw. Decyzja mogła być tylko jedna. Wsiadamy do łódki i płyniemy wydostać pierwszą rybę tej zasiadki z gąszczu wywłócznika. Podekscytowali pierwszym braniem staraliśmy się zachować trzeźwość umysłów podczas walki z rybom. Wiatr i fala obecna na wodzie nie ułatwiały nam zadania, jednak ryba spokojnie „czekała” aż bo niej dopłyniemy. Prawdziwa walka rozpoczęła się gdy ryba zobaczyła światło mojej latarki czołowej. Po 10 minutach wysnuwania i zwijania żyłki karp został bezpiecznie podebrany. Na pomoście okazało się, że był to ponad osiemnasto kilogramowy smakosz kulek Orzech Tygrysi.

Pierwszy karp bardzo rozbudził wyobraźnie o wielkich rybach jakie pływają w tej wodzie. Jednak życie szybko sprowadziło moje marzenia do parteru. Kolejne dni tej jakże milej zasiadki upływały pod znakiem „złotej rybki”, czyli najładniejszego przyłowu jakim jest lin. Miałem wrażenie, że jedyne co robiłem to wywożenie zestawu, nęcenie i hol lina. Były to, co prawda, największe okazy jakie miałem kiedykolwiek w życiu okazję złowić jednak po 10 braniu lina miałem już dosyć. Fenomenem było to, że brania występowały bez względu na głębokość położenia zestawu, rodzaj nęcenia i kulek, rodzaj zestawu, długości włosa…po prostu na 3 wędkach nieustannie coś się działo.


Stwierdziłem, że musze znaleźć sposób, aby przebić się przez tą ławicę linów. Postanowiłem wytypować sobie zupełnie nowe 2 miejsca połowu jako te „stacjonarne”, natomiast 3 wędką przy każdej wywózce będę zmieniał miejsce. Zrezygnowałem z nęcenia pelletem na rzecz kulek w rozmiarze 18 mm. Hak w rozmiarze 2, długi włos i bałwanek stworzony z 2 kulek tonących 18 mm lub jednej tonącej 20 mm podpiętej pop-up’em 18 mm. Dodatkową pomocą miała być technologia. Biorąc pod uwagę głębokość około 2 metrów i to, że karp jest bardzo płochliwą rybą postanowiłem wszystkie zestawy wywozić przy pomocy zdalnie sterowanego modelu. Taktyka przyniosła efekt i na macie meldowały się kolejne okazy.



Wszystko układało się świetnie, taktyka się sprawdzała, łowiliśmy piękne ryby i delektowaliśmy się atmosferą zasiadki na pomoście. Jednak po tylko kilku upalnych dniach, w końcu musiało przyjść załamanie pogody. Niestety była to najgorsza opcja tego załamania czyli krótkie i bardzo intensywne. Ciężko opisać słowami jak mocno wiało i jak intensywnie przeszła burza, dosłownie tuż nad naszymi głowami. Namioty pomimo mocnego zakotwiczenia do pomostów wymagały dodatkowego trzymania, aby nie uniosły się w powietrze. Na szczęście obyło się bez strat, a cały sprzęt udało się odratować. Ta gwałtowna zmiana pogody przyniosła również zmiany w gabarycie łowionych ryb. Na macie lądowały zdecydowanie większe okazy, a co najważniejsze były one łowione regularnie, a nie sporadycznie.



Najlepszym dowodem tego była ryba złowiona w przed ostatni dzień przez Przemka przerosła wszystkie nasze marzenia o pięknym karpiu z Gosławic. Został wyholowany karp o wadzę 26,2 kg. Było to idealne zwieńczenie tego tygodnia nad wodą.


Czas do domu
Nadszedł ostatni poranek, a więc czas pakowania i powrotu. Zmęczeni, ale szczęśliwi udaliśmy się w kierunku naszych domów. Podsumowując całą zasiadkę na pewno należy pamiętać o super efektach jakie udało nam się osiągnąć. Razem złowiliśmy ponad 20 karpi od 9 kg do aż 26 kg. Dzięki temu będziemy mieli cudowne wspomnienia i oczywiście bardzo dużo „materiału” do kolejnych analiz zachowania i preferencji ryb w zależności od panujących warunków. Każda zasiadka to wieloetapowy proces, który ma sprowadzić nas do naszego celu jakim jest cyprynius na macie. Jestem pewien, że nowe doświadczenia na nowej wodze jeszcze bardziej pozwolą rozwinąć się nam jako karpiarzom.



Robert Rakowicz 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

KOMENTARZE:
Aby dodać komentarz - wpisz komentarz i wciśnij OPUBLIKUJ
ZAPRASZAMY DO KOMENTOWANIA I SUBSKRYPCJI !