Kilka dni, spędzonych nad jedną z
wód PZW nieopodal mojego miejsca zamieszkania, bardzo pozytywnie nastawiło mnie
na resztę sezonu, a to dlatego że powróciłem nad wodę, nad którą łowiłem od
dziecka. To był powrót nad jezioro polodowcowe, nad którym w przeszłości
spędzałem sporo czasu. Decyzja o wyborze miejsca nie była łatwa, bo miejsc tych
jest niewiele, zbiornik jest bardzo zarośnięty, ale padło na dużą zatokę, zasiadka poprzedzona
rekonesansem i wstępnym nęceniem okazała się bardzo ciekawa. To była druga
zasiadka karpiowa z Robertem kompanem z którym bardzo dobrze rozumiemy się nad
wodą i łowimy bez zbędnej spinki, to
bardzo dobrze spędzony czas. Może nie udało się nam złowić wielu ryb o
monstrualnej wadze, ale wyłuskanie tych dwóch karpi było bardzo pozytywne i
maksymalnie nas ucieszyło. Dodam, iż nie
były to jedyne brania, przegraliśmy walkę z dwoma rybami, co jeszcze bardziej
przekonała nas, że czasem warto wrócić nad nasze stare wody, które wydawać by
się mogło, mocno są przełowione.
Pierwsze branie zanotowaliśmy po ponad 30 godzinach zasiadki,
próbowaliśmy naszych słodziaków, czyli kulek Morwa, które już niejednokrotnie okazały
się niezawodne i Pinaple – Scopex z
serii Two Tone Profess. Okazały się skuteczne w połączeniu z słodkimi plletami,
które doskonale odróżniały się od mulistego dna. Te cztery dni zasiadki
pozwoliły w ciszy i spokoju, przy
akompaniamencie śpiewających ptaków i wieczornego rechotu żab, naładować
baterie na kolejne tygodnie pracy. Osobiście uwielbiam zasiadki wśród
trzcinowisk, kiedy nikt nas nie widzi, a my w spokoju możemy oddać się naszej
pasji.
Poniżej fotorelacja z tej wyprawy.